wtorek, 23 kwietnia 2019

Blogowe introo...

Na tych stronach będę publikował swoje poetyckie wprawki inspirowane głównie tematem Natury i ptaków! Zapraszam do czytania i komentowania! Mam nadzieje, że przedsięwzięcie wzmoże poczytność pozostałych moich stron! W każdym razie zadbam, by dać tu z siebie wszystko....
Na początek dwa wiersze. Powstały 5.09.2016. roku. Oto one:


Przestrzeń. Park Dworski w tej przestrzeni

Oto przede mną drogi szmat
Ze znojem, trwogą za pan brat
Kilometrami mierzy się czas, los
Bo masz Ty Parku w sobie Coś
Jeszcze nie teraz lecz za chwilę
Gdy brzask odsłoni tajemnic tyle
Ja będę u drzew Twych stóp
Przemierzę tą czeluść jak ze snu
Już na wschodzie panuje świtanie
Lecz Ty Parku nie zważasz na nie!
Mrok w Twej gęstwinie zaklął się w cud
Taki, że mówić o tym w bród
Ale na razie płożą się cienie
Asysta temu najwyższym skupieniem
Milcząc więc uchwyćmy właśnie to
Że tam, w Parku, ciągle jest Noc!
Gdy w okolicy rozśpiewa się brzask
Jak to na Wiosnę, godów czas
Tu czasem tylko odgłos konania
Sowa zahuczy swe dokonania
Milczysz więc Parku jeszcze długo
Puszczyk Twym stróżem, jakby sługą
Mrok ustępuje, lecz z oporem
Czyż byłbyś Parku astralnym tworem?
Tak jednak w oparach świtania zaklęty
Odsłaniasz wreszcie w czas poranku Parku
Swój inercjalny strój i status niepojęty!
Gęstwina, która chwytała kurczowo tak Noc
Ubiera się w dostojeństwa moc
I dopiero niemal światło słońca dobywa
Że kształtu i struktury przybywa
By eksplodować w realność dnia jako konkretu toć
To co uwięziło tak o brzasku Noc…


Jastrząb

Przede mną droga, cel – lot
W zakątki odległe i pobliskie – choć i pod Twój człeku dach czy płot
Na razie mknę nad gęstwą boru
Tam wracam i stamtąd lecę
Z mojego domu
Jestem potęgą, znam swój fach
Gołąb, bażant, kuropatwa, zając?
Trach!
Ale i zięba, trznadel, sójka, kos!
Nie ma znaczenia – na moich skrzydłach Twój ofiaro los!
Te skrzydła znaczą pręgi i jasny wzór
Ja jestem władza, ale Twój los, to mój znój!
Zatem choć to stale walki czas
Ja me ofiary szanuję Was!
Jestem potęgą, wojem na schwał
Lecz braku Was i ja bym się bał
Lecę nad lasem, to sosnowy bór
Pewnie za chwilę zadam ból
Nie wiem jednak tak naprawdę nic
Póki nie dowiodę, że i ja chcę żyć
Więc mimo, że uderzę jak pocisk snajpera
Na odgłos, poruszenie, nieledwie domyślenia
I trafię nie raz w serce swym szponem ni to zjawy, ni upiora
Nie patrzcie na mnie, jak na potwora
Mój i Wasz splata się los!
Gdy to jednak ja zadaję cios
Lecz rok w rok zimową i przedwiośnia porą
Matka Natura ogarnia mnie trwogą
Nie zawsze mam jak i co zjeść, śmierć ma czy pobratymcy kres
Dla Niej zatem godny hołd i cześć
Lecz i ja chcę i nie chcę takim być
To ma natura, i jak wilk chcę wyć
Gdy po nowiu – pełnia zrywa ograniczeń smycz
Tak - jak wilk – dobywam zew
Krzyczę, chcę żyć, jak nikt!
Uderzam nagle, jak zjawa kosmicznego tworu
Ja – jastrząb, Pan nieba i tego co u dołu
Co płoży się lub lata
A Matka ma, Natura, Ona też mnie chce takim
Ile na polu boju jest warta co najmniej armata
Ba! Powiedzieć o mnie – samolot bojowy
To i tak mało – śmieszne!
Jam jest jak myśliwiec szturmowy
Tak!
Czy u podłoża, czy pod obłokami
Ja – jastrząb określam swą chwałę
Udanymi, ale i każdymi, którymikolwiek na ofiarę atakami...

(c) enpoetry

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz